Kolejny hazardzista stanie przed sądem
Data publikacji 23.12.2009
Zgłoszenie rozboju miało być sposobem kierowcy ciężarówki na wytłumaczenie się przed pracodawcą z utraty sporej gotówki. Policjanci szybko ujawnili jego prawdziwe intencje. W rzeczywistości mężczyzna przegrał pieniądze na automatach. Niebawem za swoje zachowanie odpowie przed sądem.
Zgłoszenie rozboju miało być sposobem kierowcy ciężarówki na wytłumaczenie się przed pracodawcą z utraty sporej gotówki. Policjanci szybko ujawnili jego prawdziwe intencje. W rzeczywistości mężczyzna przegrał pieniądze na automatach. Niebawem za swoje zachowanie odpowie przed sądem.
W minioną sobotę rano, kierowca tira stojącego przed przejściem granicznym w Barwinku powiadomił Policję, że został pobity i okradziony przez nieznanych sprawców. Skierowanym na miejsce policjantom wyjaśnił, że w nocy został uderzony w głowę i nie wie co się dalej działo. Kiedy rano odzyskał świadomość stwierdził, że skradziono mu gotówkę w wysokości ok. 1 500 zł.
Relacja zgłaszającego od początku wzbudzała wiele wątpliwości. Pogłębiły je dodatkowo wyniki rozpytania pracujących na przejściu funkcjonariuszy Straży Granicznej i Policji oraz innych przebywających tam osób. Ostatecznie, w świetle przedstawionych argumentów 40-letni mężczyzna przyznał, że całą historię zmyślił.
Bajka o napadzie miała być sposobem na wyjaśnienie właścicielowi firmy, w jakich okolicznościach utracił powierzone mu pieniądze. A stracił je, grając na automatach w pobliskim barze.
To w ostatnich dniach kolejny przypadek fałszywego zawiadomienia Policji o przestępstwie, którego nie było. Finał tej sprawy będzie taki sam, jak w przypadku innego hazardzisty z Krosna. Za wprowadzenie w błąd Policji 40-latkowi grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1 500 zł. Ponieważ fałszywe zgłoszenie wywołało przy tym wykonanie niepotrzebnych czynności, sąd może również orzec wobec niego nawiązkę do wysokości 1 000 zł.
Mężczyzna i tak może mówić o szczęściu. Gdyby przyjęto od niego formalne zawiadomienie o rozboju, odpowiadałby nie za wykroczenie, ale za przestępstwo, za które grozi kara nawet do 2 lat pozbawienia wolności. Taki właśnie przypadek wydarzył się ostatnio w Rzeszowie.