Kradzież, której nie było
W niedzielę mieszkaniec Łańcuta zgłosił kradzież dwóch uli, będących jego własnością. O kradzieży powiadomił go telefonicznie znajomy, zajmujący się pasieką, ponieważ na co dzień znajduje się ona w Rakszawie.
W niedzielę mieszkaniec Łańcuta zgłosił kradzież dwóch uli, będących jego własnością. O kradzieży powiadomił go telefonicznie znajomy, zajmujący się pasieką, ponieważ na co dzień znajduje się ona w Rakszawie.
Wartość uli z pszczołami mężczyzna wycenił na kwotę 1 200 zł. Policjant udał się wraz ze zgłaszającym na jego działkę, aby przeprowadzić dalsze, niezbędne w takiej sprawie czynności.
Na miejscu właściciel działki i pasieki stwierdził, że niczego nie brakuje, a kradzieży … nie było. Powodem nieporozumienia było to, że właściciel kilka dni wcześniej sam uprzątnął i schował dwa ule, natomiast mężczyzna zajmujący się pasieką nie wiedział o tym. Sądząc, że doszło do kradzieży, niezwłocznie powiadomił o niej właściciela, a ten Policję. Ponieważ kradzież nie miała miejsca, właściciel, już nie poszkodowany, wycofał złożone już zawiadomienie.